!info!
Słuchajcie, teraz nie będę dawać tytułu rozdziałom. :)
Zapraszam do czytania.
Brunetka średniego wzrostu z falą brązowych włosów sięgających pasa, zmierzała do ciemnej, nie rzucającej się w oczy „knajpki”. Była ubrana jak na śmierciożercę przystało. Czarna koszula z rękawami do łokcia, włożona w czarne rurki, a na nogach czarne botki. Na ramieniu przewieszoną miała czarno-białą torbę, z napisem „believe in dreams”, oczywiście zaczarowała ją zaklęciem zmniejszającym-zwiększającym.
"Dziurawy Kocioł"- pub w Londynie rozdzielający świat Mugoli i czarodziejów, nie widoczny dla mugoli. Dzięki niemu można dostać się na ulicę Pokątną, z takim zamiarem Izzy zaszczyciła go swoją obecnością.
Siedziało w nim tylko kilku starszych czarodziejów, za barem stał jak zawsze Tom, pogawędkę z nim uciął sobie Draco. Jakim cudem ten arystokrata, rozmawia z zwykłym mugolem?- zapytała samą siebie w myślach
Podeszła do baru z uśmiechem, stanęła obok rozgadanego przyjaciela.
- Draco, chory jesteś?- zapytała. Draco wybuchł śmiechem, barman patrzył na nich ze zdezorientowaniem.
Miał na sobie granatową koszulę, rękawy podwinął do łokci, tak jak u niej włożona w spodnie, ciemne jeansy. Na stopach miał czarne trampki, w ręce trzymał coś na kształt pudełeczka. Zbliżali się do drzwi szybkim krokiem, nie zauważając Justina West'a. Ślizgonka go nie na widziała. West od zawsze był debilem, sądził że na wygląd, zdobędzie każdą dziewczynę ze szkoły. Oczywiście, nie ominęły jego zaloty Izzy. Zaprosił ją na bal bożonarodzeniowy, na czwartym roku. Odrzuciła jego zaproszenie, po czym Ślizgon ciągle się do niej przyczepia. A mianowicie, właśnie powstają takie sytuacje jak ta.
Izzy lekko otarła się o jego ramię, ten na to pociągnął ją i przygwoździł do ściany. Patrzył się na nią, w jego oczach można było zobaczyć ,żądzę mordu. Był wyższy od niej o pół głowy, ale za to nie wyższy od Dracona. Blondyn od razu zareagował, odciągnął go od dziewczyny taką siłą że Justin wylądował stolik dalej. Malfoy zacisnął pięści tak, że jego kostki zrobiły się jeszcze bledsze. Podszedł do leżącego na stole Justina i uderzył go z całej siły w nos. Konfrontacja zakończyła się rozlewem krwi.
Izzy stała nadal jak sparaliżowana pod ścianą, obserwując chłopaków. Nawet nie zauważyła kiedy przyjaciel do niej podszedł. Draco objął ją przyjacielsko ramieniem i ruszyli w stronę wyjścia.
- Co za kretyn!- krzyknęła kiedy wyszli z Dziurawego Kotła
- On zawsze będzie kretynem, ziomek.- powiedział i szybko dodał - Może jednak się deportujemy na pokątną?
- Tak. - stwierdziła i złapała go za rękę
Chwilkę później byli już na tej ulicy.
Na samym początku poszli do Banku Gringotta, później poszli do księgarni Esy i Floresy, sklep Madame Malkin, Draco wstąpił do Markowy sprzęt do Quidditch, wyszedł z Błyskawicą (gra w na pozycji szukającego). Na końcu odwiedzili Centrum Handlowe Eeylopa, tam spotkali dużo znajomych twarzy ze szkoły.
- Są i nasze, papużki nierozłączki. - zaśmiał się Fred, kiedy przechodził obok nich wraz z Georg'em
- Hej.- powitała ich Izzy i rzuciła się każdemu na szyję, Draco ograniczył się do podania ręki.
- Wy dopiero teraz zakupy?- zapytał George zajadając chipsy "Takis"poczęstował nimi Izzy i Dracona.
- Jasne.- stwierdził Draco
- O właśnie, zapomniał bym Voldemort to debil. - powiedział Fred wyrzucając puste opakowanie
- Jaśniej?- Draco zrobił minę w stylu (O.o)
- No, karze mi i Fredowi sprowadzić z Hogwartu tego....Notta, przecież my już skończyliśmy szkołę.- George prawie krzyknął
Chwila ciszy.
- No....tak.- Izzy wybuchła śmiechem. -Wielki czarnoksiężnik, ze sklerozą.....ostre.
- Co za....- Draco nie mógł znaleźć słowa żeby opisać zachowanie Czarnego Pana
- Nie zobaczymy się jakiś rok.....kurde szkoda.- Fred oparł się o barierkę
- Mogliście nie zdać!- Izzy złożyła ręce na piersi
Rozmawiali tak jeszcze długą chwilę, kiedy dochodziła piętnasta Izzy zdecydowała się wrócić do domu i się spakować.
Zanim to zrobiła, deportowała się do domu Dracona,żeby oddać mu jego zakupy, które nosiła mu w swojej torbie.
Resztę dnia spędziła na pakowaniu się i myśląc o zadaniu od Voldemorta. W końcu miała zabić samego Ministra Magii. Jej głowa była zapełniona samym niepowodzeniem. Co jeśli ich złapią? Albo jeśli nie uda im się wymknąć z zamku? Ale z drugiej strony są ŚMIERCIOŻERCAMI, muszą sobie poradzić.
Siedziała na parapecie przy otwartym oknie, wyraźnie słyszała rozmowy jej ciotki i jej znajomych. Coś w jej środku wybuchło,kiedy usłyszała wypowiedź ciotki.
- Esme zawsze była dziwką, nic tylko latała za przystojnymi chłopakami. Izzy wcale nie jest inna, przez całe wakacje odwiedzało ją z pięciu chłopaków! Nareszcie jutro jedzie do tej szkoły, może trochę się opanuje. Chociaż, nigdy nie wiadomo co tam robi.
Izzy nie panowała już nad sobą. Wybiegła z pokoju przy tym chwytając różdżkę. Zbiegła po schodach w przerażająco, szybkim tempie, wyciągnęła różdżkę przed siebie kiedy zobaczyła dwóch mężczyzn i trzy kobiety.
- Ty suko!- wycelowała różdżkę w stronę ciotki.- Jak śmiesz o niej tak mówić?! Nie była od ciebie gorsza, ba była od ciebie w stu procentach lepsza!- po jej policzkach zaczęły spływać łzy.- Ona chociaż umiała czarować, i nie usunęła pamięci swojemu dziecku. I NIE BYŁA DZIWKĄ!!! Ja chociaż mam przyjaciół, a nie taki pożal się Boże mugoli!
Znajomi ciotki Marie, patrzyli na Izzy ze zdziwieniem. No tak, jaki normalny człowiek stoi z kawałkiem patyka, wycelowanym w ciotkę? Człowiek który musiał upaść na głowę.
Marie siedziała jak sparaliżowana w fotelu i patrzyła,a to na Izzy, a to na znajomych.
- Jeszcze tylko jeden raz, wyrazisz się źle o moich bliskich....przysięgam że cię zabiję, bez chwili zastanowienia. - spojrzała na przyjaciół ciotki - Obliviate.
Usunęła im pamięć i wróciła do swojego pokoju.
Znów siadła na parapecie i wpatrywała się w przestrzeń. Siedziała tak dotąd aż poczuła że znużył ją sen. Poszła do łazienki i sprawiła sobie, relaksującą kąpiel.
___________
Hej, to tyle na dzisiaj.
Jak widzieliście w zakładce BOHATEROWIE,napisałam na dole że każdy z wymienionych,jest na szóstym roku. A tam przecież był Fred i George, głupia ja. XD
No to na tyle... Pozdrowionka.Myślę że teraz każda notka będzie mniej więcej takiej długości. Nie zabijajcie mnie!!! *.....*
Ps. Słuchajcie nie wiem czy ten kolo za barem był mugolem. Ale u mnie niech będzie. :)
Wg. nie zrobi w moim opowiadaniu jakiejś specjalnej sytuacji, ba nie zrobi żadnej. :0
- Hej.- powitała ich Izzy i rzuciła się każdemu na szyję, Draco ograniczył się do podania ręki.
- Wy dopiero teraz zakupy?- zapytał George zajadając chipsy "Takis"poczęstował nimi Izzy i Dracona.
- Jasne.- stwierdził Draco
- O właśnie, zapomniał bym Voldemort to debil. - powiedział Fred wyrzucając puste opakowanie
- Jaśniej?- Draco zrobił minę w stylu (O.o)
- No, karze mi i Fredowi sprowadzić z Hogwartu tego....Notta, przecież my już skończyliśmy szkołę.- George prawie krzyknął
Chwila ciszy.
- No....tak.- Izzy wybuchła śmiechem. -Wielki czarnoksiężnik, ze sklerozą.....ostre.
- Co za....- Draco nie mógł znaleźć słowa żeby opisać zachowanie Czarnego Pana
- Nie zobaczymy się jakiś rok.....kurde szkoda.- Fred oparł się o barierkę
- Mogliście nie zdać!- Izzy złożyła ręce na piersi
Rozmawiali tak jeszcze długą chwilę, kiedy dochodziła piętnasta Izzy zdecydowała się wrócić do domu i się spakować.
Zanim to zrobiła, deportowała się do domu Dracona,żeby oddać mu jego zakupy, które nosiła mu w swojej torbie.
Resztę dnia spędziła na pakowaniu się i myśląc o zadaniu od Voldemorta. W końcu miała zabić samego Ministra Magii. Jej głowa była zapełniona samym niepowodzeniem. Co jeśli ich złapią? Albo jeśli nie uda im się wymknąć z zamku? Ale z drugiej strony są ŚMIERCIOŻERCAMI, muszą sobie poradzić.
Siedziała na parapecie przy otwartym oknie, wyraźnie słyszała rozmowy jej ciotki i jej znajomych. Coś w jej środku wybuchło,kiedy usłyszała wypowiedź ciotki.
- Esme zawsze była dziwką, nic tylko latała za przystojnymi chłopakami. Izzy wcale nie jest inna, przez całe wakacje odwiedzało ją z pięciu chłopaków! Nareszcie jutro jedzie do tej szkoły, może trochę się opanuje. Chociaż, nigdy nie wiadomo co tam robi.
Izzy nie panowała już nad sobą. Wybiegła z pokoju przy tym chwytając różdżkę. Zbiegła po schodach w przerażająco, szybkim tempie, wyciągnęła różdżkę przed siebie kiedy zobaczyła dwóch mężczyzn i trzy kobiety.
- Ty suko!- wycelowała różdżkę w stronę ciotki.- Jak śmiesz o niej tak mówić?! Nie była od ciebie gorsza, ba była od ciebie w stu procentach lepsza!- po jej policzkach zaczęły spływać łzy.- Ona chociaż umiała czarować, i nie usunęła pamięci swojemu dziecku. I NIE BYŁA DZIWKĄ!!! Ja chociaż mam przyjaciół, a nie taki pożal się Boże mugoli!
Znajomi ciotki Marie, patrzyli na Izzy ze zdziwieniem. No tak, jaki normalny człowiek stoi z kawałkiem patyka, wycelowanym w ciotkę? Człowiek który musiał upaść na głowę.
Marie siedziała jak sparaliżowana w fotelu i patrzyła,a to na Izzy, a to na znajomych.
- Jeszcze tylko jeden raz, wyrazisz się źle o moich bliskich....przysięgam że cię zabiję, bez chwili zastanowienia. - spojrzała na przyjaciół ciotki - Obliviate.
Usunęła im pamięć i wróciła do swojego pokoju.
Znów siadła na parapecie i wpatrywała się w przestrzeń. Siedziała tak dotąd aż poczuła że znużył ją sen. Poszła do łazienki i sprawiła sobie, relaksującą kąpiel.
___________
Hej, to tyle na dzisiaj.
Jak widzieliście w zakładce BOHATEROWIE,napisałam na dole że każdy z wymienionych,jest na szóstym roku. A tam przecież był Fred i George, głupia ja. XD
No to na tyle... Pozdrowionka.Myślę że teraz każda notka będzie mniej więcej takiej długości. Nie zabijajcie mnie!!! *.....*
Ps. Słuchajcie nie wiem czy ten kolo za barem był mugolem. Ale u mnie niech będzie. :)
Wg. nie zrobi w moim opowiadaniu jakiejś specjalnej sytuacji, ba nie zrobi żadnej. :0